Sposób na depresje


Zdarzyło się pewnego dnia  majowego. Przyszedł do mnie w odwiedziny Pan Waldek. Pan Waldek jest chory. Choruje na depresje. Nie na alkoholowa... Na zwykłą. W toku rozmowy okazało się że Walduś chodzi na AD. Co to takiego- zapytałem. A no wiesz grupa dla chorych na depresje. Weś może i coś napisz o tym. Trzeba to rozgłosić. Niech przychodzą. Na razie jest nas mało. Czemu nie. Pomyślałem.

Wziolem namiary i idę. Duża Gdyńska dzielnica. Jedna z tych co to po zmroku lepiej nie wychodzić na ulice. Teren parafii. To tu w suterenie maja się odbywać spotkania Anonimowych depresantów zwane mityngami. Maja. jednak cóż to. Drzwi zamknięte. Żadnej informacji. Cóż.Czasami tak się zdarza. Przychodzę za tydzień. Zamknięte. Co do licha.

Ale mam numer do opiekuna grupy. Dzwonie, podaje się za zainteresowanego. Za cierpiącego na depresje. Mowie że raz  byłem, drugi i nic. Że sam już nie mogę, że nie mam siły na nic.  W odpowiedzi słyszę ze trzeba równo być o osiemnastej. Drążę temat. A jak ktoś nie może, jak trudno mu się wygrzebać z domu, wstać z łóżka. To co?  To won jak się nie podoba. Spierdalać jak coś nie pasuje. Dostosować się skur...e lub spierdalać.

Szczeka mi opadła. To w taki sposób leczycie z depresji? Jak coś ci ch...u nie pasuje to spierdalaj. Rozmówca rzuca słuchawką. Panie doktorze- rozmawiam z jednym z Gdańskich psychiatrów pragnącym pozostać anonimowym- Czy przedstawiony tu sposób prowadzenia rozmowy z osoba cierpiąca na zaburzenia depresyjne jest właściwy? Absolutnie nie!  Trzeba pamiętać ze chorzy na depresje bardzo często odczuwają strach przed w zadzie wszystkim. Ponadto, faktycznie taka osoba ma zazwyczaj trudności z opuszczeniem domu. Jeśli jednak odnalazła by sile na szukanie pomocy, i napotkała tego typu rozmówce, to stan depresyjny mógłby się pogłębić. Słyszałem o grupach AD jednak depresje leczy się środkami farmakologicznymi oraz terapia a nie gadaniem. Program AD to lekko zmodyfikowana wersja kroków aowskich. Nijak ma się tren program do osób z depresja.


Ponieważ AD pracuje na programie AA, wiec przestawiam sprawę Jurkowi- założycielowi kilku grup AA. Absolutnie - na grupach AA witamy każdego nowo przybyłego serdecznością i zrozumieniem. Przecież sami tacy byliśmy. We wspólnocie nie ma reguł, można przyjść kiedy się chce i wyjść kiedy się chce. Można nic nie mówić. To co pokazałeś to jakiś  idiotyzm. Jeśli ktoś daje na ulotkach swój nr pisze ze niesie posłanie i bluzga na dzień dobry, to ja bym zadał pytanie, czy ta osoba jest normalna. Z doświadczenia grup AA wynika że grupy gdzie ktoś chciał rządzić i ustawiać innych szybko przemieniały się w prywatne rancza. Grupy takie szybko upadają.

A Walduś? Walduś jak był w depresji, tak jest. W coraz większej.

Życzymy przyjemnej obsługi


Odsłona pierwsza
Lipcowe popołudnie. Hol główny dworca centralnego w Krakowie. Na przeszło dwadzieścia kas, czynne jedynie dziesięć. Kolejki na szerokość holu. Stoję. Marzy mi się, jak tu w Krakowie mówią, przebudowanie biletu. Marzy mi się sprawna szybka, obsługa. Toż sam nobliwy budynek zobowiązuje. Prawie jak pałac.


Widocznie pani kasjerce także ów budynek przypomina pałac, klienci zaś kmieciów i pospólstwo zaś ona sama, występować ma w roli królowej. Z trwoga podchodzę do okienka. Poprzedni petent ma najwyraźniej zamiar wysadzenia dworca w powietrze. 

-Czego chce? Słyszę i robi mi się miękko pod stopami. Czy to sklep mięsny rodem z PRLu? Nie, nie. To nie peerel. Przecież nie te czasy. Obok terminale płatnicze, komputery....  
-Chciałbym przerejestrować bilet na identyczny ale na jutro. 
-Da ten bilet. Rzecze królowa. Ani chybi, zaraz każe mnie wychłostać.
 -Da kartę do płacenia.
 -Po co pani karta. Chodzi mi tylko o zmianę daty wyjazdu.
 -Da kartę i nie dyskutuje. Oj, ani chybi, kasjerka – dresiarz. Podaje kartę.
 -Karta pusta. I co teraz? Słyszę i w sekundę sobie przypominam, ze owszem wczoraj zaszalałem Do końca  miesiąca będę chyba puszki zbierał żeby przeżyć. Trudno. Zachciało mi się kurde zakopca.
 -Ale po co pani karta. Co ma piernik do wiatraka?
 -Nie dyskutuje, czeka. Królowa gdzieś poszła. Pewnie nosek przypudrować. A może audiencja zakończona?

Zjawia się. Bez słowa klika kilka razy w ekran. Podaje nowy bilet. Zwraca kartę. Oj, nie zwraca. Iście rycerskim gestem, z całej siły wali nią o kamienny blat. Chowam czym prędzej skarby. Uciekam. Za mną przerażeni a na wpoły rozbawieni inni podróżni. 

Nic nie rozumie. Czym prędzej wymykam się z budynku, ukradkiem spoglądając czy goni mnie SOK. Toć zakłuciem święty spokój pani kasjerce. Przepraszam. Królowej. Należy mi się co najmniej rozstrzelanie. I nagle mnie olśniło. To oczywiste! Jak „na kolej” może być dobrze. Cala ta firma, naszpikowana jest osobami, jak by żywcem wyciętymi z karykatury komunistycznego sprzedawcy.

Odsłona druga.

Tesco. Przyznaje. Szarpnąłem się na duże zakupy. Jednak zapomniałem czegoś. Wracam, stoję do kasy. Panienka przy kasie spogląda na klientów w specyficzny sposób. Chyba zaraz kogoś pogryzie. Prawie warczy. Ciekawe czy sczepiona przeciwko wściekliźnie. Okularki aż parują. Płace. Biorę kilka bezpłatnych siatek i chodu.


-A co pan mi tu do trzech rzeczy dziesięć siatek. Wyrywa mi z ręki reklamówki.
-Tak potrzebne. Mówię.
 -To se kup pan. Staje jak wryty. O rzesz ty, wielorybie, myślę. Kupę kasy zostawiłem, a ty kreaturo siatek żałujesz. Odchodzę. wyciągam komputer. Smaruje maila do Tesco. Do dzisiaj nie ma odpowiedzi. Odpowiedzi nie ma, i mnie w Tesco także już nie zobaczą. Marketów ci u ans dostatek.

Odsłona trzecia.

Przestrzeń publiczna. Biblioteka miejska. Człowiek nie ślimak, nie musi dźwigać domu na plecach. Musze szybko wysłać maila. Do domu daleko. Wpadam na pomysł. Ależ tak! Co jak co, ale biblioteki u nas cywilizowane. Nawet internet mają. Wchodzę do pobliskiej. Pięć stanowisk. Wszystkie zajęte. Ok, chwile poczekam. Studiuje z nudów regulamin. Punk po punkcje. „Zabrania się korzystania z komunikatorów, czatów, stron erotycznych, gier także tych sieciowych”. „Stanowiska służą wyłącznie do celów edukacyjnych”. Fajnie myślę. Bardzo fajnie.

Ale cóż to. Zgraja rozwrzeszczanych dzieciaków gra jak opętana w co popadnie. Ktoś innych gada na czacie wp. Następny podziwia damskie wdzięki. Tylko jedna osoba, mozolnie przepisuje teksty. Obsługa olewa wszystko. Spokój najważniejszy.

Gratuluje

Odsłona czwarta.

Ponownie PKP. Pewien zimowy poranek. Wsiadam do pociągu. Relacja Kraków-Gdynia. Przeciskamy się z walizami. Znajomy cos podnosi. Patrz. Patrzę. Gruby portfel. Damski. Dokumenty są. Jest nawet bilet. Ok. Szukamy kierownika pociągu Jest. Zasapany i czerwony jak parowóz. Zapaszek jakby od niego znajomy. Kolega zdaje relacje. Pan kierownik patrzy groźnie. I mówi. Wysokim, bełkotliwym tonem... Nie on nie jest wczorajszy, On jest dzisiejszy. A mi miękko pod podeszwami. A mówi ze mamy być pod jego okiem, nie ruszać się, ze policje wzywa bo to my pewnie ukradliśmy. Jeszcze chwila i obije mu baniak. Niech mnie wsadzą. Przynajmniej ulżę sobie. Już ręka sama wychodzi z kieszeni. Ale nic z tego. Szkoda. Zjawia się dziewczę i kwili ze zaginął jej portfel. Widział ktoś może? Tak tak. My znaleźliśmy. Dziewczę promienieje, zaraz nas pewnie wycałuje. A ja do lapcia skargę pisać. Na imć pana kierownika. Do dzisiaj odpowiedzi brak. Minęło dwa lata.


Odsłona piąta

Stało się. Zostawiłem portfel w banku. Przez przypadek. łapie się na tym dopiero w autobusie. Oj jak dobrze ze dopiero ruszył z przystanku. Niedaleko, zdążę odebrać.

-Mógłby pan mnie wypuścić. Ważnych dokumentów zapomniałem. Mogą ukraść. Kierowca o twarzy gołębia pocztowego, bez wyrazu wzrusza ramionami.
 -Nie. Stawać nie mogę.
-Ale i tak stoimy przy chodniku, co za problem żeby pan otworzył drzwi.
 -Nie. Co z tego ze stoimy. Zaraz pojedziemy. 

Nie ma to jak upajanie się władzą. Nawet jeśli owa włądza sprowadza się do rozporządzania przyciskami

Odsłona szósta

Salon Play. Nowocześnie aż do bólu. Młoda żeńska obsługa. Biust wylewa się spod bluzeczki. Ot, myślę, w młodej piersi, młody duch.

-Czy macie na stanie xxx.
-Macie. Podacie? Odpowiada Barbie. 

Telefon kupiłem u konkurencji. Drożej ale uprzejmiej.

Coca Cola to nie to!

Obrodziło nam ostatnio różnego rodzaju promocjami.  Co i rusz ogłaszane są wszem i wobec „mega, hiper, super promocje” różnego rodzaju kolorowych cieczy, które zdaniem producentów nadają się nawet do spożycia. Marka „Zbyszko”, kusi szklankami oraz skuterami, Pepsi „nieziemskimi” nagrodami, a i tak znienawidzony przez prawdziwych komunistów napój gazowany z dodatkiem kofeiny jakim jest Coca-Cola wtargnął całym swym impetem na rynek promocji.

 Coca cola kusi w swych materiałach reklamowych, całym wręcz rogiem obfitości. Począwszy od znacznych zniżek na towary bądź też usługi swych partnerów, filmach z wypożyczalni VOD, a na darmowych doładowaniach komórek skończywszy.

Coca Cola podjęła współprace z pewnym dynamicznie rozwiijajacym się operatorem telefonii komórkowej. Kupując napój o wartości 3 zł, stawało się posiadaczem nakrętki z kodem
który miał gwarantować doładowanie kwota 2 zł.

I wszystko było by tak słodkie, tak kuszące jak w telewizyjnej reklamie przerywanej od czasu do czasu tymi durnymi filmami gdyby nie mały, ale to naprawdę malutki szczegół, być może w całym zamieszaniu jakie się wiąże nieodłącznie przygotowaniem kampanii reklamowej, został pominięty.

Szczegółem tym, jest fakt ze frajer, o przepraszam, klient skusiwszy się na promocje Coca-Coli dokonuje zakupu produktu, mozolnie wpisuje kod spod żółtej nakrętki i otrzymuje w zamian... informacje ze „trwa przerwa techniczna a o wznowieniu promocji zostaniesz poinformowany stosownym emailem”.

Czyżby Coca cola postawiła pod ścianą całą swoją reputacje, w zamian za kilka milionów sprzedanych butelek więcej, ciemnej niczym stara rdza cieczy?

A może bosowie wspomnianej korporacji, uważają swoich klientów za kompletnych durniów, ogłupionych telewizyjną a papką do tego stopnia, ze ci puszcza w niepamięć cala sprawę.

Na miejscu szefostwa firmy Coca cola, raczej bym na to nie liczył. Stosunkowo dawno udowodniono już, ze jeden niezadowolony klient, to utrata potencjalnych dziesięciu innych. Ludzie nie lubią być nabijani w butelkę, nawet jeśli ową butelką okaże się butelka coca coli.

Nie ma także co liczyć nawet na najlepszy dział PR. A i stado wiernych klakierów na portalach społecznościowych na niewiele się zda. Potencjalny Kowalski pomyśli sobie w ten sposób „ Obiecali? Obiecali. Nie dali. A no nie. To niech s....ą. Jak pokazuje historia, nie jeden już manager przeliczył się na myśleniu w kategoriach „wciśnie się jakieś skręcone info targetowi i po kłopocie”.

Ostatnio przekonał się o tym na własnej skórze Mbank, wprowadzając miesięczną opłatę za używalność karty płatniczej. Skutek jest opłakany, setki osób podieły dxecyzie o ulokowaniu swoich oszczędności w innych instytucjach finansowych.

 A konkurencja nie śpi.

Olej kolej

Zanosi się na remake. Tym razem jednak nie rozchodzi się o odświeżenie filmu sprzed lat. Panowie kolejarze postanowili wzioność przykład z kolegów stoczniowców. Zapowiadają obfite w skutki strajki. Nie było by w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt ustalenia akcji protestacyjnych, ni mniej ni więcej jak na  sam środek trwania Euro 2012.

A czym ze brać kolejarska tak się oburzyła? Czy chodzi o fatalny stan taboru? A może o wręcz chamskie traktowanie pasażerów?  Skąd ze znowu! Nasi kolejarze od dziesięcioleci nie zawracają sobie głowy takimi drobiazgami.

Tym razem, rozchodzi się o coś zgoła odmiennego. Chodzi o prywatyzacje dwóch „zardzewiałych” spółek należących do PKP. Kolejarska brać, zaczęła żyć obawą, ze nowy właściciel zacznie gospodarować  zgodnie z zasadami wolnorynkowymi; znaczy się, zniknie przedmiotowe traktowanie klientów, brud, lenistwo, marnotrawstwo. A osoby niekompetentne będą zmuszone do opuszczenia ciepłych posadek.

Co prawda, wszystko to, odbiło by się bezpośrednio na podwyższeniu standardów, jednak co nasi kolejarze nie są za bardzo zainteresowani jakimkolwiek zmianami. No chyba że zmianami w uposażeniu.

W państwach mogących poszczycić się rozwinięta infrastrukturą kolejową, takich jak Wielka Brytania czy tez nasi zachodni sąsiedzi, sytuacja w której dana grupa zawodowa terroryzuje ogół społeczeństwa, była by nie do pomyślenia.

Brać domaga się coraz większych uposażeń. A co pragnie dać w zamian?
Jak wyglądają składy pasażerskie? Wszechogarniający brud, rozklekotane wagony, liczne uszkodzenia systemów, specyficzny odorek toalet....

Pompujemy miliony złotych w reanimacje trupa. Trupa który w swoich przedśmiertnych  konwulsjach wierzga kopie i gryzie. Stanu tego, niestety, nie mogą nawet zmienić młodzi, kompetentni  ludzie,  dopiero co rozpoczynający swoją przygodę na żelaznym szlaku życia.

Dzieci marketingu

Dzieci marketingu

Ponad 22 lata temu, komunistyczny reżim został zastąpiony przez dyktat kapitału. Domy partii zmieniły swą nazwę na domy handlowe. Ideologia socjalizmu, została zastąpiona ideologią konsumpcionizmu. Naród polski, nękany przez dziesiątki lat niedostatkiem towarów i usług, co nie dziwi, wprost szturmował świątynie pieniądza. Wielu dało ponieść się pogoni za dobrami materialnymi zatracając swą godność, rodzinę a nawet wiarę.

Specjaliści od sprzedaży zacierali dłonie. Obmyślali co rusz to nowe sposoby by wkręcić w tryby konsumpcji, coraz to większe rzesze Polaków. Szokowali golizną. Szargali symbole. Tak jak miało to miejsce w reklamach pewnej firmy odzieżowej. Zysk najważniejszy.

Ogłupieni medialną papką neokonsumpcjonizmu, zdławieni setkami reklam, manipulowani na wszelkie możliwe sposoby, ludzie do niedawna jeszcze współpracujący ze sobą w drodze do wolnej Polski, zaczęli naraz rywalizować na polu nabywania towarów. Czasami rywalizacja ta przybierała formy wręcz fizycznej walki.

Podczas otwarcia jednego z markertow została pobita ochrona sklepu. Spiesz się! ilość sztuk ograniczona, a zainteresowanych wielu! Krzyczą kolorowe gazetki. Handlowcy zaś zacierają z radości ręce obserwując jak ludzie niczym wilki wyrywają sobie nawzajem zdobycz.

Ludzie handlu, marketingowcy, wykorzystują wszelkie sposoby by przekonać potencjalnego nabywcę, że wystarczy jeden ruch ręki, wystarczy sięgnąć po płyn, proszek czy inną rzecz by świat stanął otworem. By stał kolorowy niczym z bajki.

W reklamach wszystko jest piękne, sterylnie czyste. Nowe. Brak tu miejsca na bul, cierpienie, Wszelkie problemy są marginalizowane, lub  wręcz ośmieszane. Kup nasz produkt - kłopoty znikną! Posiadasz rzecz rok, dwa? To stare. Nic nie warte! Wyzuć! Kup nowe! Bądź na bieżąco! Bądź trendy!

Nie ważne kim jesteś. Ważne co posiadasz. Zdają się mówić do nas ludzie reklamy. Wartość człowieka, konsumpcionizm mierzy siłą nabywczą. Jesteś stary, schorowany, bez pieniędzy. Więc twoja wartość spada bo możesz mniej kupić. Nie masz nic, jesteś nikim!



W wielu świątyniach zakupów umieszczono  pojemniki na odpady techniczne, typu tusze do drukarek czy drobny sprzęt elektroniczny. Pojemniki te nie tylko mają ułatwić zbiórkę niebezpiecznych odpadów. Pojemniki te stanowią także i inny, psychologiczny wymiar. W powiązaniu z cała gama oferowanych produktów wręcz krzyczą: to co masz wyzuć! Kup nowe! Tu teraz w tym sklepie!

Piszący te słowa był świadkiem, gdy ledwo chodzący staruszek, wyciągnoł z takich pojemników kilka zasobników po tuszach, chcąc zapewne sprzedać je w skupie. Nie zdążył nawet schować zdobyczy. Otoczyła go banda młodych, wściekłych ochroniarzy. W niewybrednych słowach zmusiła starca do oddania zasobników. Zarabiać ma zakład recyklingu! Nie Ty! Być może masz drukarkę w domu. Być może znajdziesz sprawny zasobnik. Wiec nie kupisz nowego!

Jeśli jesteś gorzej ubrany od ogółu, jesteś podejrzany! Śledzą cię dziesiątki kamer! Jeśli nie wytrzymasz z głodu, zjesz bulkę a nie zapłacisz, możesz zostać pobity przez ochronę! Oto jest prawdziwe oblicze świątyń zakupów! Chcemy waszego dobra- i będziemy je mieli! Jeśli nie masz pieniędzy wyjdź stąd i nie wracaj! Po co tu taki...

Współcześni kapłani złotego cielca na nie mają żadnych oporów by w dążeniu do coraz większego zysku, stosować rozliczne techniki manipulacji. Metody te najczęściej odwołują się do wiedzy o działaniu ludzkiego umysłu. Niekiedy zahaczają wręcz o działania z pogranicza stanów hipnotycznych.

Również i w naszym kraju organizowane są specjalistyczne szkolenia, których zadaniem jest przekazanie kapłanom marketingu wiedzy z zakresu skutecznego drenażu umysłów.

Wiele z tych technik, opisuje w swojej pracy „Wywieranie wpływu na ludzi”, amerykański psycholog społeczny Robert Cialdini. Warto sięgnąć do tej publikacji choćby ze względu na to, że autor przedstawia rozliczne metody obrony przed psychomanipulacją.

Tak jak Orwelowskie świnie  przygarnęły na wychowanie szczeniaki, tak kapłani konsumpcji, za swój główny cel stawiają sobie wychowanie wiernych konsumentów. Dzieci od najmłodszych lat, bombardowane są ideologia posiadania. Kup mi! Kup mamo! Inne dzieci mają a ja nie! Ileż to razy można usłyszeć takie lub podobne zdanie w świątyniach zakupów – hipermarketach. Kup i już! Bo ma koleżanka, kolega! Bo w telewizji pokazali. Trudno jest walczyć z ogłupianym przez reklamy i ideologie posiadania, dzieckiem.



Znakomicie rolę do jakiej kapłani pieniądza, pragną sprowadzić dzieci widać na przykładzie jednego z najważniejszych świat w życiu katolickiej rodziny, jakim jest Pierwsza komunia święta. Na nic zdają się nawoływanie duchownych, na nic tłumaczenia. Wiele osób zdaje się zapominać o prawdziwym charakterze tego święta. Dzieci czekają nie na przyjęcie Krwi i ciała Jezusa, lecz ich umysły zaprzątają myśli czy dostaną laptopa czy skuter.

Czciciele zysku zacierają ręce; żerując na dogmatach, wierze tradycji ale także na miłości rodziców do dzieci można dobrze zarobić! Byle więcej i więcej!

Trudno jednak dziwić się nieukształtowanym jeszcze osobowością. To na osobach dorosłych spoczywa wręcz obowiązek odpowiedniego ukształtowania młodego człowieka. Jeśli nie uczynimy tego my dorośli, wówczas kapłani pieniądza zniszczą naszą wiarę, tradycję zastępując ją konsumpcjonizmem.